wtorek, 22 lutego 2011

Najpiękniejsza. Moja...

Muszę to napisać. :) Moja Córeczka ma wreszcie swój pierwszy, mały ząbek. A ja cieszę się jak głupia. W zasadzie to zauważam, że dopiero teraz zaczynają do mnie docierać te wszystkie osławione połączenia neuronów między nami. Miłość, taka ponad wszystko inne rozwija się u mnie jakoś powoli. Minęło prawie 9 miesięcy od jej narodzin, a ja dopiero teraz zaczynam kochać ją tak na maksa. Nie to, że wcześniej nie kochałam... Jakoś nie potrafię tego wytłumaczyć. To zupełnie inne uczucie niż te znane mi dotychczas, uczucie rozkwitające coraz mocniej. Do tego stopnia, że potrafię siedzieć w fotelu i podziwiać jak ona pięknie mruga swoimi małymi oczkami, jak ogląda zabawkę, jak jej policzki różowieją gdy wstaje... Czy każda mama jest taka "szurnięta"? Czasem nawet mi łzy popłyną z tego zachwytu, jak np. wtedy, gdy pierwszy raz sama usiadła. Autentycznie się poryczałam... I wtedy, gdy pierwszy raz dostała ataku śmiechu przy zabawie w gilgotki też... :)

Przeczytałam co stworzyłam wyżej... Brzmi trochę kiczowato. :) Nic mnie to jednak nie obchodzi. Niech życie mojej małej Królewny opływa lukrem i niech zawsze będzie taka piękna! Dla mnie będzie. Najpiękniejsza. Moja...

1 komentarz:

  1. dlatego zawsze uważałam że chociaż macierzyństwo odbiera tzw. święty spokój... warto. Ja do tej pory mam takie klimaty, ostatnio jak patrzyłam na mojego Jaśka szalejącego na dyskotece, pierwszy raz i w ogóle... że on z tym swoim Spinkiem, że tak się bawi... głośniki ryczały jakimś umc, umc, a ja miałam "mokre oczy":)
    żaden tam kicz tylko kwintesencja macierzyństwa:))) witaj w klubie!

    OdpowiedzUsuń