wtorek, 28 grudnia 2010

Widmo powrotu do pracy...:/

I po Świętach. Za krótkie w tym roku były. Wszyscy wrócili do swojego życia, ja też. Do swojej samotności i wyczekiwania na powrót M. z pracy. Jest w tym wszystkim jednak jakiś urok. W tym codziennym, tak powtarzalnym rytmie dnia... Ubranko, pieluszka, śniadanko, spanko, krzyżówki, pieluszka, obiadek, wózek, zabawa, mleko, spanko, zabawa, kąpanie, spać... Każdego dnia to samo. Różnice polegają tylko na humorach moich i M. Czasem jest lżej, a czasami już o 9 rano marzę, żeby była 20...O mleku nie wspominam nawet, bo kolejna próba zakończyła się mega płaczem na widok smoczka... :(
Przed świętami zadzwoniła do mnie z życzeniami koleżanka z pracy. Przez kilka godzin jeszcze nie mogłam wyciszyć jakiegoś dziwnego uczucia niezadowolenia, złości i strachu... To nie wina koleżanki, ją akurat bardzo lubię. To ta firma. Na samo wspomnienie, na myśl (spychaną w najdalszy tył głowy, w kąty najciemniejsze), że trzeba będzie tam jechać, rozmawiać z szefem, podjąć decyzję co dalej, robi mi się niedobrze. Autentycznie dostaję ataku nieuzasadnionej złości na wszystko i wszystkich, myśli ciemnieją i wszystko staje się do dupy. Świetnie. Nie byłam tam od ponad roku a nadal pamiętam ten okropny stres i odruch wymiotny, który towarzyszył mi każdego dnia po wyłączeniu budzika... Gdybym tylko nie była takim tchórzem, gdybym potrafiła walczyć o swoje... Nie potrafię. I nienawidzę w sobie tej cholernej słabości.
Szczotka, szufelka... Nie ma takiego myślenia, jeszcze mam trochę czasu. A oni niech tam sobie wszyscy pracują... I dadzą mi spokój!

poniedziałek, 13 grudnia 2010

[*] P...

Tak mi ostatnio dziwnie. Od kilku dni nie bardzo mogę zebrać myśli. Wszystko przez pewne smutne wydarzenie. W sobotę dostałam telefon, że P. się zabił... Serce przyspieszyło. Byłam przekonana, że wypadek jakiś, a co się okazało? Skoczył z wieżowca... Poszedł na manhatanowe, najwyższe wieżowce, żeby mieć pewność, że się uda... :( I udało się. Niestety. Nie był to dla mnie nikt bardzo bliski, ot znajomy. Znałam go jednak, rozmawiałam z nim... Z ogromnym sentymentem wspominam imprezy u niego. Wiele ważnych chwil, słów wiele ważnych tam padło. Co się stało? Dlaczego...? Nie mam pojęcia. Nie chcę nawet myśleć jak czuje się jego Narzeczona, bliscy. Co to będą dla nich za fatalne Święta. Odgrzebałam stare zdjęcia, na których jest taki szczęśliwy, uśmiechnięty... Tak bardzo dużo myślałam o P., o życiu, o tym co czuje człowiek, który podejmuje taką decyzję... I rozedrgały mnie w środku te myśli.
Tu wzmianka prasowa:  http://lodz.naszemiasto.pl/artykul/694312,skoczyl-z-dachu-wiezowca-na-manhattanie,1,id,t,nk.html#dodaj-komentarz
A wracając do siebie - dziś miły dzień. Poszłyśmy z Malutką moją do cioci sąsiadeczki na kawkę i M. bawiła się ładnie ze swoją koleżanką (tydzień starszą, za to sporo większą). A mamusie trochę poplotkowały. Miła odskocznia od codziennej samotności. Musimy się częściej spotykać, tylko ta pogoda niezbyt sprzyjająca, a do E. mamy z 15 minut spacerku. :) Ale damy radę. :)

"Pure Morning" Placebo

czwartek, 2 grudnia 2010

Positive

Moja Córeczka skończyła pół roczku! Jak ten czas szybko leci... Chociaż poszczególne dni czasem dłużą się niemiłosiernie do czasu powrotu Tatusia z pracy. Wtedy wreszcie jest z kim choćby i pomilczeć. Kocham mojego M. tak bardzo, że czasami zastanawiam się jak to się w ogóle stało, że aż takie szczęście mnie w życiu spotkało. Chyba nie istnieje lepszy model niż On! ;) ❤
Maluch chwilowo zawiesił broń i po żmudnych pertraktacjach w miarę normalnie je (nie wiem czy powinnam to w ogóle pisać, żeby nie zapeszać!). Trzeba było wrócić jednak do poprzedniego, bananowego, gęstego mleka. Nie było wyjścia, jeśli miała cokolwiek jeść. Zawzięła się i przez cały jeden dzień nie tknęła znienawidzonego białego paskudztwa. Na drugi dzień śniadanie - to samo. Myślałam, że jak zgłodnieje to zje. Oj, w błędzie byłam. Dopiero jak dostała na kolejną porcję swoją ukochaną Humanę - wtrąbiła całą butlę. Teraz nasz Pan Pediatra kombinuje co by tu zrobić... Ja póki co mam dość zmian i chciałabym trochę odpocząć psychicznie od swoich i jej histerii, prężenia i wrzasków przy jedzeniu.
Poza tym to ZIMA! Ładnie wygląda zza okna. Organoleptycznie nie koniecznie chciałabym jej doświadczać. ;) Czekam na Święta i na ukochaną Siostrunię, która to z dalekiej Germanii ma do nas przylecieć. :)
Ostatni łyk kawy... Położę się na chwilę. Nie wiadomo kiedy mama będzie wzywana do wspólnej zabawy przez swe wypoczęte, wyspane Dzieciątko! :))))